czwartek, 29 stycznia 2015

Rudolf Czerwononosy.

Wracając chyba po raz ostatni w zimowe klimaty, chciałabym pokazać mój zimowo-świąteczny manicure z wykorzystaniem kostki z Essie oraz czarnego pisaka do zdobień z Maybelline. 







Moim Rudolfem cieszyłam się praktycznie przez tydzień. :)  Lakiery nie odpryskują, nie tracą koloru, niewielkie ubytki mogłam zauważyć jedynie na końcówkach, co przy moich rozdwajających się paznokciach nie jest niczym dziwnym. Malowałam je dzień przed wigilią, a ostatniego dnia świąt trzymały się tak: 




Miałam pisać posty regularnie, lecz jakoś mi to nie idzie. Ale obiecuję poprawę! Bawię się lakierami i mam sporo zdjęć w zapasie, muszę tylko zacząć je tu udostępniać. :P 

Cherrr.


środa, 7 stycznia 2015

Essie Winter 2014 i inne zimowe cuda. || Essie Zima 2014

Korzystając z Dnia Darmowej Dostawy, na pół godziny przed jego końcem, postanowiłam sobie zrobić mikołajkowe prezenty. I tak w moje ręce trafiła między innymi kostka z 4 mini lakierami firmy Essie z zimowej kolekcji na 2014 rok. Te 4 kolory to idealny zestaw na zimę, święta oraz sylwestra czy karnawał.

 Jestem zadowolona, że w kostce znajdowały się akurat te spośród wszystkich sześciu, gdyż jiggle hi, jiggle low, tuck it in my tux, jump in my jumpsuit i double breasted jacket to idealny zimowy zestaw! 





Jako pierwszy na moich paznokciach wylądował tuck it in my tux czyli półprzezroczysta kość słoniowa. Od razu się zakochałam! 


Nałożyłam dwie, całkiem grube warstwy, dzięki którym uzyskałam równomierne, lecz nie całkowite krycie. Jednak ta półprzezroczystość ani trochę mi nie przeszkadza, ponieważ wygląda to tak schludnie i delikatnie. Tuck it in my tux długo gościł na moich paznokciach, ponieważ pod warstwą Seche Vite dobrze trzymał się paznokcia, nie odpryskiwał, a naprawdę delikatnie starte, po kilku dniach, końcówki były niewidoczne. :)



Wracając do mojej mikołajkowej paczki- znalazł się w niej jeszcze pędzelek nr.69, do blendowania, firmy Hakuro. Jest ciut większy, niż się spodziewałam, ale makijaż przy jego pomocy to prawdziwa przyjemność. Nie tylko dlatego, że świetnie rozciera cienie na powiece, ale także dlatego, że jest przecudownie mięciutki (po przywiezieniu go do domu, razem z moim chłopakiem przez dobre pół godziny mizialiśmy się nim po twarzach :D).



W przesyłce znalazły się jeszcze 3 woski Yankee Candle. 





Season of peace- "czas na chwilę reflekcji przy ciszy spokojnie opadającego śniegu, uchwyconego w chłodnej, czarującej mieszance białego piżma, mięty pieprzowej i drzewa cedrowego"- wosk idealnie pasujący do zimowych, mroźnych dni. Jest świeży, lekko mroźny i naprawdę wyrazisty, choć nie jest przytłaczający. Wystarczy odrobina wosku, aby po chwili czuć go w całym pomieszczeniu. Nie wiem dlaczego niektórym kojarzy się ze świętami. Dla mnie nie jest to zapach typowo świąteczny, jest on po prostu zimowy. Ale jak najbardziej skradł moje serce (i nos :D)

Snowflake Cookie- "perfekcyjnie piękne świąteczne ciasteczka, pysznie ozdobione słodkim, różowym lukrem" - i tu już mamy do czynienia ze słodkim, świątecznym zapachem. Czuć tu mocno ciastka, wanilię i lukier, z odrobiną cynamonu i lekko kwaśnego zapachu cytryny. Myślałam, że ta mieszanka będzie za słodka, gdyż jest także bardzo intensywna i wystarczy niewielka ilość, żeby zapach unosił się wszędzie, nawet po wystygnięciu wosku. Lecz jest to aromat naprawdę przyjemny, absolutnie nie mdlący. Idealny dla miłośników ciasteczek. :)

Baby Powder- jeden z najbardziej znanych zapachów tej firmy. To nic innego jak wosk o aromacie dziecięcego pudru, tylko o wiele bardziej intensywnego. O dziwo nie należy do lekkich i delikatnych. Jest naprawdę wyjątkowo mocny, pudrowy, delikatnie słodki. Moim zdaniem nie jest to świeży i rześki zapach. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić z ilością, ponieważ staje się wtedy naprawdę silny i może być wręcz duszący. Przy odpowiednim dawkowaniu jest naprawdę przyjemny i otulający. Świetnie nadaje się na zimowe wieczory. :)


Teraz czas na gorącą kąpiel, dużą dawkę wit. C i pod kołderkę. Weekendowy wiatr przywiał mi okropny katar i co 5 sekundowe kichanie. 


Cherrr.